Odwiedziny u duchów i inne opowiadania

Odwiedziny u duchów i inne opowiadania

Ocena produktu:
(0)
Autor: Piotr Guzy
Wydawnictwo: Wydawnictwo NOWIK
ISBN: 978-83-62687-64-0
Format A5
Rok wydania 2015
Oprawa miękka
Ilość stron 208
Dostępność:
48 godzin
sprawdź koszty wysyłki
30,00 zł
25,50 zł
Ilość:
Najniższa cena z ostatnich 30 dni: 25,50 zł

Opowiadania prezentowane w tej książce były publikowane w tak prestiżowych pismach jak: „Kultura” (Paryż), „Zeszyty Literackie”, „Odra”, „Śląsk”, „Fraza”.

Jego debiut przyjął niezwykle życzliwie Gustaw Herling Grudziński, wysoko cenił również Wacław Grubiński.

Opowiadania są sugestywnym i plastycznym obrazem dziejów końca wojny, perfidii Sowietów, niszczenia polskiego podziemia w czasach PRL-u oraz polityki kulturalnej tej formacji wobec pisarzy emigracyjnych.

Mamy tu znakomite studia psychologiczne esbeków i emigrantów – oprawców oraz ich ofiar.

Opowiadania ukazują przeżycia i metamorfozy intelektualne i emocjonalne Polaków, niezatarte zmiany w ich psychice.

Duże wrażenie robią opowiadania erotyczne.  Nie jest to świntuszenie dla świntuszenia – to porywający obraz leczenia traumy wojennej. Niemieckie damy piją, rzucają się w świat namiętności, żeby zapomnieć, że w każdym niemieckim domu ”w szafie jest szkielet”. Dziewczyna wspomina dziadka w nieskazitelnym mundurze, z trzcinką w ręku, który był komendantem obozu koncentracyjnego.

Środki artystyczne wydają się niby proste: analiza mowy ciała (kapitalna rozgrywka między żydowskim Sowietem a oficerem AK), stopniowanie napięcia i czasem pomysły, które wyciskają nam łzy z oczu, np., żeby ukoić rozpacz kochanki, Ślązak znad Małej Panwi chce jej śpiewać uspokajającą kołysankę. Ale nie zna niemieckiej, włoskiej, hiszpańskiej. Polskiej także nie. Kołyszą się obok siebie, śpiewając „Lulajże Jezuniu, moja perełko”.

Szorstki, wręcz prostacki język znakomicie oddaje emocje bohaterów skrzywdzonych przez historię i jej okrutne żarty.

 

Zachęcamy do lektury eseju Prof. Floriana Śmieji

 

Z  Zawadzkiego pod Walencję – życiorys niezwykły

       Niedaleko hiszpańskiej Walencji żyje znakomity, choć w Polsce wciąż nie dość znany pisarz, Piotr Guzy.

 Urodził się 15 maja 1922 roku w Zawadzkiem w powiecie opolskim jako syn powstańca śląskiego Juliusza. Na skutek podziału Górnego Śląska jego rodzina schroniła się w przypadających Polsce Tarnowskich Górach. Po szkole powszechnej zapisał się do gimnazjum i liceum im. Księcia Jana Opolskiego (dziś  im. Stanisława Staszica).

Wojna  wybuchła na rok przed maturą Guzego, tak że młody alumn z formacją przysposobienia wojskowego pomaszerował na wschód, by w Rumunii skończyć w internowaniu. Stamtąd zbiegł do Francji do wojska polskiego, następnie do Wielkiej Brytanii. W szeregach dywizji pancernej generała Maczka walczył we Francji, Belgii i Holandii, Był ciężko ranny..

Na uniwersytecie londyńskim rozpoczął studia ekonomiczne. Nie skończywszy ich, wrócił z angielską żoną i synem do Polski w 1949 roku. Magisterium z ekonomii uzyskał w Poznaniu i przez pewien czas pracował w „Tygodniku Zachodnim”.

                Nękany i inwigilowany przez bezpiekę, przez Berlin Wschodni uciekł z powrotem do Anglii w 1957 roku.  Zaczął pracować w BBC, a potem w rozgłośni Wolnej Europa w Monachium.

                Kiedy w 1966 roku  opublikował  Krótki żywot bohatera pozytywnego w paryskiej „Kulturze”, powitał go entuzjastycznie Gustaw Herling Grudziński słowami: „ Jest to jedna z najwybitniejszych książek polskich, jakie się ukazały ostatnio w kraju i na emigracji. Witam w panu nowego pisarza o wielkim talencie”. A Wacław Grubiński wtórował w Londynie: „Niepospolity talent literacki  Piotra Guzego widzę w tym, że umiał w słowach prostych, prostackich, umyślnie ordynarnych [...] wszczepić żywy puls szczutego człowieka, jego strach, jego bunt i jego rozpacz”.

                Po przejściu na emeryturę Guzy osiadł w Hiszpanii pod Walencją. Odwiedził Śląsk, a Tarnowskie Góry nadały mu honorowe obywatelstwo. Pisarz tak to skwitował: „Tarnowskie Góry uczyniły mnie tym, kim teraz jestem, były zaczynem tego, czym później zostałem, w najbardziej istotny sposób dały mi miejsce startu do mojej przyszłej pisarskiej drogi”.

                Zaczął życie literackie w fatalnym okresie. Ostre dyrektywy partii podporządkowały sobie większość pisarzy polskich. Guzy myślał, że pisząc popularne dreszczowce, uniknie kontroli władz. Napisał książkę o tzw. sprawie Bergu. Przyjęło ją do druku Ministerstwo Obrony Narodowej. Zanim się ukazała, do Poznania przyjechał Kazimierz Koźniewski i w hotelu „Bazar” w obecności autora sprawdzał strona po stronie cały tekst, by był politycznie poprawny. Kiedy Guzy protestował, usłyszał reprymendę: „ Proszę pana, my Hamletów nie potrzebujemy, albo się jest z nami, albo przeciwko nam”.

                Od literatów owego okresu wyróżnia Guzego fakt przyznania się do poczucia wstydu: „To była wredna książka. Pod sensacyjną fabułą kryła się trucizna, która w umysłach czytelnika utwierdzała poczucie bezradności, nieodwracalności systemu, szkodliwa książka, która w podstępny sposób mówiła, że inaczej już nie będzie, nie może być i z tym się należy pogodzić”.

Jego twórczość poza Polską była próbą oczyszczenia. W Zwidach na wysokościach wyśmiał kult Stalina wśród pisarzy, którzy „ przed siedzącym tam na  wysokościach największym zbrodniarzem wszystkich czasów” wyciągają błagalnie swoje manuskrypty.

                Macki polskiej bezpieki sięgały aż do Anglii i w Requiem dla pani Tosi tragiczne okoliczności każą zaszczutej kobiecie popełnić samobójstwo.

                Mimo że także uczęszczałem do tego samego gimnazjum co Guzy, trzy lata różnicy wieku sprawiły, że się nie znaliśmy. Trzeba tu dodać, że w 1937 roku byliśmy na tej samej wycieczce do Wilna i Pińska! Na wspólnym zdjęciu stoimy pod Ostrą Bramą w Wilnie… Pamiętamy te same wydarzenia i miejsca, na przykład  jezioro Horodyszcze koło Pińska. Spotkaliśmy się dopiero w 2005 roku w Toronto, dwaj opolanie gnani po świecie. Dzięki poczcie, a szczególnie internetowi poznaliśmy się bliżej i mogliśmy zainteresować się swoją twórczością literacką.

                Odczuwałem wielką satysfakcję, kiedy Guzy wybrał się do Polski i w Tarnowskich Górach, w 1999 roku,  miał swój wieczór autorski w historycznej sali nad restauracją Sedlaczka. Impreza była bardzo udana, publiczność dopisała, pojawiła się telewizja z Katowic, powstały  reportaże relacjonujące tę uroczystość.

                Gratulowałem Guzemu sukcesu i zachęcałem do ściślejszych kontaktów z czytelnikami, ale on, z właściwą sobie skromnością, zasłaniał się zbyt małym dorobkiem pisarskim składającym się z czterech powieści i kilku opowiadań. Ponieważ Krótki życiorys bohatera pozytywnego  i Stan wyjątkowy ukazały się u Giedroycia w Paryżu i tylko pojedyncze egzemplarze dotarły do Polski, a Requiem dla pani Tosi w Londynie, jedynie Zwidy wyszły w Polsce w 1994 roku w niskim nakładzie, rzeczywiście więc w Polsce Guzy pozostaje autorem nieznanym.

                Zamiast dążyć  do  publikacji swej twórczości, Guzy tłumaczył, że żaden  wydawca się nie znajdzie, bo nikogo już sprawy tam poruszane nie interesują, jako że mówią o doświadczeniach innych ludzi, którzy przeszli  gehennę i też nie chcą już o niej czytać.

                Ale można na tę sytuację spojrzeć inaczej. Minęło już dużo lat od powrotu literatury emigracji niepodległościowej do ojczyzny. Najwięksi doczekali się triumfalnego powrotu,  ale o wielu innych wygodnie zapomniano. Czyżby poloniści i krytycy nie mieli obowiązku badania całej literackiej podaży i jej rzetelnej oceny? Na jednych jest więc przyzwolenie, wręcz  aplauz, innych się ignoruje  czy wręcz przemilcza. Na bezstronnego krytyka nie mogą liczyć. Jak to się dzieje, że nie pojawia się wcale nazwisko Piotra Guzego, że w bibliotekach nie ma jego książek,  nikt nie wydaje jego prozy? Sądzę, że region tak bogaty jak Śląsk, do którego ciągną ludzie z całej Polski, powinno stać na zafundowanie swoim pisarzom wydawnictwa Biblioteka Autorów Śląskich, by mogły się w nim ukazywać  książki Guzego, a także Pawła Łyska z Istebnej i innych pisarzy, niemogące wrócić z obczyzny  po tylu latach.

 „Ja myślę, że trzeba będzie przeczekać jedno pokolenie, cała ta scheda po komunizmie musi zniknąć, musi umrzeć, do polityki muszą wejść nowi ludzie, jeszcze nie znarowieni”  – powiada Guzy. Biada nad losem języka  polskiego, który się zmienia, by nadążyć za degrengoladą społeczeństwa. Dziwi się znieczuleniu sumienia, kiedy mówi się o wysokich rangą urzędnikach, którzy „wyprowadzają” pieniądze z przedsiębiorstw, więc kradną, robią „przekręty”. Nie ma nikogo, kto by nazwał zło złem, tzw. elity są na zastraszająco  niskim poziomie moralnym . Nie bardzo widzi drogi wyjścia, bo państwo zostało tak zbudowane, że zostawiło miejsce na korupcję.

Nazywa siebie jednak. „niechętnym optymistą”.

Podziel się swoją opinią na temat produktu!

Ten produkt nie posiada żadnych opinii.